IJF – wydarzenie esperanckie… oczami debiutantki

W dniach od 15 do 19 kwietnia miałam po raz pierwszy przyjemność uczestniczyć (w realu!) w imprezie esperanckiej za granicą. Obecność moja i trójki innych naszych przedstawicieli we Włoszech wiązała się z kontynuacją programu Erasmus + Reta Edukado Nun., odbywającym się w ramach Internacia Junulara Festivalo. Tym razem całość miała dotyczyć nauczania hybrydowego, umiejętności bardzo przydatnej we współczesnej rzeczywistości, a w okresach gnębiących nas pandemii tym bardziej.

Po podróży pełnej przygód – jak to dobrze, że tych środków transportu jest jednak trochę – późnym wieczorem dotarliśmy do wioski Piani di Luzza w malowniczych Dolomitach (hotel z taaakim basenem, więc kto nie skorzystał, ten…).

W sobotę, kiedy… wielu Polaków układało w koszyczku święconkę, my uczestniczyliśmy w dwóch spotkaniach. Gospodarz pierwszego, Francesco Maurelli, obecnie profesor na uniwersytecie Jacobs w Bremie, dzielił się z nami swoim doświadczeniami dotyczącymi pracy zdalnej ze studentami. Kiedy mówił, że absolutnie wymaga od nich włączonych kamerek, pomyślałam tylko: spróbowałbyś Francesco tego samego w polskiej szkole…, bardzo byś się zdziwił. No, ale cóż… moi uczniowie nie uczą się na prywatnej uczelni. Podczas drugiego spotkania Agneau Belanyek, wykładowca informatyki na uniwersytecie Sussex, zachęcał nas do skupienia się na elementach bardziej technicznych (przydatnych, a wręcz koniecznych podczas hybrydowych zajęć).

Praktyczna część programu dotyczyła pracy w grupach i przygotowania 20-minutowych prezentacji, mających na celu mi.in. szkolenie z zastosowaniem elementów interaktywnych, dyskusję angażującą uczestników (zarówno tych w realu, jak i tych zdalnych) oraz lekcję języka obcego aktywizującą jednych i drugich.

W rezultacie powyższe cele realizowane były przez nas w tematach: marketingu (grupowania docelowego), ochrony środowiska, lekcji języka włoskiego oraz dylematu związanego z pytaniem czy imiona i nazwiska powinny być tłumaczone na esperanto.
Po wszystkim wyciągaliśmy wnioski zastanawiając się, co należałoby poprawić w przyszłości.

No, ale całe wydarzenie miało w nazwie Festiwal, więc… działy się też przyjemniejsze rzeczy!

Wieczór zatytułowany trinko-manĝa nokto oferował poczęstunek przygotowany przez esperantystów, składający się ze smakołyków i trunków charakterystycznych dla krajów, które reprezentowali. Trudno powiedzieć, co miało największe wzięcie, ale naszej Żubrówki ubywało z minuty na minutę.

Jednocześnie trwał Lingva Festivalo. Była to okazja zaprezentowania języka swojego kraju, swojego ulubionego języka, czy po prostu… interesującego nas języka. No i cóż, zaszalałam trochę… po raz pierwszy. Spróbowałam zaprezentować w esperanto skecz Waldemara Malickiego (polskiego artysty kabaretowego) o tym jaki to język niemiecki jest precyzyjny (link do oryginału + mój tekst w załączeniu).
Był też pokaz talentów: prawdziwych talentów (z profesjonalnym śpiewem, prawie profesjonalną grą aktorską i wymykającymi się klasyfikacji tańcami brzucha włącznie), oraz tych mniej prawdziwych, kiedy to zaszalałam trochę… po raz drugi, zachęcając zebranych do zaśpiewania ze mną (przynajmniej refrenu) przeboju DE MONO „Statki na niebie” w wersji karaoke.

Organizatorzy umożliwili nam również udział w wycieczce do Triestu, więc taki przeskok z gór nad morze stanowił już atrakcję sama w sobie (o walorach turystycznych miasta nawet nie wspominając).

Czas upływał bardzo szybko, więc żeby w natłoku wydarzeń zdążyć „zachłysnąć się” pięknem otaczających nas gór, należało działać szybko i mieć jakiś pomysł. I tak każdy z nas czynił, co mógł w tym zakresie. Mi osobiście udało się zaliczyć szybki marsz do sąsiedniej Sappady i sfotografować po drodze kilka uroczych obrazków.

Podsumowując, „Pierwsze koty za płoty”… Cieszę się z możliwości udziału w całym przedsięwzięciu, którego treści z powodzeniem mogę wykorzystywać także w pracy nauczyciela (zwłaszcza, że konieczność zdalnego prowadzenia lekcji przytrafia się w obecnej edukacji coraz częściej). A mój (i tak skromny) udział w imprezach towarzyszących należy potraktować jako „wstęp” do czegoś, co jeszcze może nastąpić.

Jolanta Chrustowicz

Dodaj komentarz