Przemówienie w Guildhall w Londynie

O poprawkach i patriotyzmie; wygłoszone 21 sierpnia 1907 r.

Szanowny panie przedstawicielu miasta Londynu, drodzy współideowcy! — Bardzo mi miło, że mam właśnie okazję pozdrowić naród brytyjski w jego wielkiej stolicy. Przyjechaliśmy z Cambridge, gdzie nasi brytyjscy współideowcy z największą pracowitością i gościnnością przyszykowali nam piękne święto; nie tylko nasi współideowcy, ale także niezesperantyzowane jeszcze miasto zrobiło wszystko, co tylko mogło, abyśmy my, esperantyści, wynieśli z tego miasta najlepsze wspomnienia. Dlatego teraz moje pierwsze słowa są szczerym podziękowaniem za gościnę, której zaznaliśmy. Po raz drugi już doświadczamy brytyjskiej gościnności, jako że nikt z nas na pewno nie zapomniał jak przyjaźnie przyjęto nas w brytyjskich miastach Folkestone i Dover dwa lata temu, w czasie kongresu bulońskiego.
Sala, w której obecnie się znajdujemy, widziała już wiele bardzo ważnych posiedzeń, i przyjmowano tu już wielu ważnych gości. Teraz ta sama sala przyjmuje przedstawicieli świata esperanckiego ze wszystkich krajów. Kim są ci nowi goście? Czym jest sprawa, którą reprezentują? Esperantyzm ma na celu wzajemne zrozumienie, a w konsekwencji również szacunek i miłość pomiędzy wszystkimi ludami i narodami. Dążenie to jednak jest często źle komentowane, a pod wpływem agitacji ze strony rozmaitych naszych przeciwników wini się nas o cele, których nigdy nie mieliśmy. Powiem tu o dwóch zarzutach, które często słyszymy. Da się często słyszeć od różnych malkontentów, iż kwestia języka międzynarodowego powinna być rozwiązywana w inny, lepszy sposób, atoli my jesteśmy uparciuchami, którzy chcą tylko esperanta.

Wielokrotnie powtarzałem, a w Bulonii obwieściłem w formie oficjalnej deklaracji[1]Deklaracja o istocie esperantyzmu, 1905, że esperantyzm dąży jedynie do tego, by jakieś odpowiednie i zdolne do życia narzędzie zrozumienia pomiędzy narodami istniało, jednak kształt tego narzędzia jest dla nas — albo przynajmniej dla mnie osobiście — całkowicie nieistotny; i jeżeli, miast dokonywać stałych i nieskończonych eksperymentów i teoretycznych wnioskowań postanowiliśmy wybrać gotowy oraz sprawdzony język esperanto i pracować szczególnie i wyłącznie na jego rzecz, a także utrwaliliśmy dla niego nietykalny fundament — zrobiliśmy to nie dlatego, że podoba nam się szczególnie Zamenhof i jego dzieło, i nie dlatego, że chce on być jakim papieżem, jak kłamliwie wmawiają rozmaici nasi przeciwnicy — ale dlatego tylko, że badanie i doświadczenie pokazały nam, iż taki sposób działania jest jedynym, który najpewniej doprowadzi nas do naszego celu. Istnieją osoby, które, starając się zawrócić nas z naszej drogi, mają najlepsze i najszczersze intencje; są oni bardzo oddani naszej sprawie, jednak uważają, że jeśli wprowadzimy te poprawki, które wszyscy oni proponują, nasza sprawa będzie iść o wiele lepiej. Na temat tych osób uważamy, że wcześniej czy później zrozumieją one swój błąd; pojmą, jak niebezpieczne są ich propozycje w obecnym czasie, kiedy przede wszystkim potrzebujemy najściślejszej jedności, i cierpliwie będą oni pracować z nami na wyznaczonej drodze do czasu, gdy przyszłość naszej sprawy będzie absolutnie poza jakimkolwiek niebezpieczeństwem. Ale istnieją inne osoby, pracujące wyłącznie w celu niszczenia; do tych panów, którym nasze pięknie wyrośnięte drzewo nie pozwala spać i którzy wszelkimi siłami starają się je podkopać, wołamy: jeśli znacie inną drogę, która może nas doprowadzić do naszego celu lepiej i pewniej, pokażcie ją nam, a my nią podążymy. Wiecie jednak, że proponujecie nie coś gotowego i pewnego, ale jedynie przypuszczenia i opinie teoretyczne; wiecie, że przyjęcie waszych wątpliwych i wkrótce kolejno skrytykowanych poprawek zrujnowałoby dwudziestoletnią zdyscyplinowaną i udaną pracę tysięcy osób i nie stworzyło na to miejsce niczego; wiecie, że jeśli zawrócilibyśmy z naszej posłusznej drogi i pozwolili esperantu upaść, wówczas zaufanie świata do idei języka światowego, zaufanie nareszcie osiągnięte po setkach i tysiącach lat niewiary, przepadłoby na zawsze i nigdy więcej nie mogłoby być znów zdobyte; wiecie o tym, a jednak wszelkimi siłami staracie się zdyskredytować nas w oczach świata… W porządku, kontynuujcie swoją herostratesową pracę, a my spokojnie pójdziemy naszą drogą.

Drugi zarzut, który często musimy słyszeć, jest taki, że esperantyści są złymi patriotami. Ponieważ ci esperantyści, którzy traktują esperantyzm jako ideę, głoszą wzajemną sprawiedliwość i braterstwo pomiędzy narodami, i ponieważ zdaniem narodowych szowinistów patriotyzm składa się z nienawiści do wszystkiego, co nie jest nasze, przeto my jesteśmy ich zdaniem złymi patriotami, i twierdzą oni, że esperantyści nie kochają swojej ojczyzny. Przeciw takiemu kłamliwemu, podłemu i szkalującemu oskarżeniu protestujemy z największą siłą, protestujemy całym naszym sercem! Podczas gdy pseudopatriotyzm, tj. szowinizm narodowy, jest częścią tej wspólnej nienawiści, która wszystko na świecie burzy, prawdziwy patriotyzm składa się na tę wielką światową miłość, która wszystko buduje, zachowuje i uszczęśliwia. Esperantyzm, który głosi miłość, i patriotyzm, który również głosi miłość, nigdy nie mogą być sobie wrogimi. Każdy może nam opowiadać o miłości różnego rodzaju, i z podzięką go wysłuchamy; ale gdy o miłości do ojczyzny mówią nam szowiniści, ci przedstawiciele odrażającej nienawiści, te ciemne demony, które nie tylko między krajami, ale nawet we własnej ojczyźnie stale podżegają człowieka przeciw człowiekowi — wówczas odwracamy się z największym oburzeniem. Wy, czarni siewcy niepokoju, mówcie tylko o nienawiści do wszystkiego, co nie jest wasze, mówcie o egoizmie, ale nigdy nie używajcie słowa „miłość”, gdyż w waszych ustach święte słowo „miłość” staje się nieczyste.

Stoisz teraz przed moimi oczami, moja droga Litwo, moja nieszczęśliwa ojczyzno, o której nigdy nie mogłem zapomnieć, choć opuściłem cię jako mały chłopiec. Ty, którą często widzę w swych snach, ty, której żadna część świata nigdy nie zastąpi w moim sercu, przyznaj, kto mocniej, bardziej serdecznie i szczerze ciebie kocha: ja, ideowy esperantysta, który marzył o braterstwie pomiędzy wszystkimi twoimi mieszkańcami, choć musiał cię niestety opuścić podobnie jak setki tysięcy innych twoich synów — czy te osoby, które marzą, abyś należała tylko do nich, a wszyscy inni twoi synowie byli uznawani za obcych albo niewolników! Och, patriotyzmie, patriotyzmie, kiedyż wreszcie ludzie nauczą się prawidłowo rozumieć twój sens! Kiedy twoje święte imię przestanie być orężem w rękach rozmaitych niegodziwców! Kiedy w końcu każdy człowiek otrzyma prawo i możliwość przywiązania się całym swoim sercem do tego kawałka ziemi, który go zrodził!

Długo jeszcze trwać będzie ciemna noc na ziemi, ale nie przetrwa ona wiecznie. Nadejdzie kiedyś czas, gdy ludzie przestaną być jeden drugiemu wilkiem. Zamiast stale ze sobą walczyć, wyrywać ojczyznę jeden drugiemu, gwałtem narzucać sobie wzajemnie języki i zwyczaje, będą oni żyć w pokoju i braterstwie, w pełnej zgodzie będą pracować na ziemi, na której żyją, i wbrew tym surowym siłom natury, które w równym stopniu wszystkich ich atakują. Wspólnie i w porozumieniu będą oni dążyć do jednej prawdy, do jednego szczęścia. A jeśli kiedy nadejdzie ten szczęśliwy czas, będzie on owocem stałej i niestrudzonej pracy tych ludzi, których widzimy teraz w tej sali i których imię, wciąż mało znane i mało lubiane, to „esperantyści”.

Źródło oryginału: L. L. Zamenhof, Johannes Dietterle: Originala Verkaro. Antaŭparoloj — gazetartikoloj — traktaĵoj — paroladoj — leteroj — poemoj. Kolektitaj kaj ordigitaj de d-ro Joh. Dietterle. Ferdinant Hirt & Sohn en Leipzig. Esperanto-Fako 1929.

Przekład z esperanta: Przemysław Wierzbowski

Przypisy