Pod koniec 1914 r. Ludwik Zamenhof napisał list do dyplomatów, w którym przedstawił swoją wizję Europy po zakończeniu I wojny światowej. Tekst ukazał się po raz pierwszy w czwartym numerze The British Esperantist z roku 1915.
Po wielkiej wojnie
odezwa do dyplomatów
Straszliwa wojna opanowała dziś niemal całą Europę. Gdy zakończy się masowa wzajemna rzeź, która tak bardzo hańbi cywilizowany świat, zjadą się dyplomaci i spróbują przywrócić ład w relacjach pomiędzy narodami. Do was, przyszłych reorganizatorów, zwracam się dziś.
Gdy zbierzecie się po najbardziej wyniszczającej wojnie, którą kiedykolwiek widziała ludzkość, będziecie mieli przed sobą niezwykle ciężkie i ważne zadanie. Od was zależeć będzie czy świat otrzyma na długi czas, a może na zawsze, trwały pokój, czy też będziemy mieć tymczasową ciszę, którą wkrótce przerwą wybuchy międzynarodowych bitew albo nawet nowe wojny. Przemyślcie zatem starannie i z wyprzedzeniem swoje zadanie, gdyż teraz, kiedy za waszą pracę poświęcono wiele setek tysięcy ludzkich żyć i z trudem osiągnięty dostatek milionów ludzi, będzie na was spoczywała ogromna odpowiedzialność moralna. Postarajcie się, aby wasza praca nie była bezcelowa i bezowocna, i aby po jej zakończeniu ludzkość mogła powiedzieć: nie ponieśliśmy na darmo tych wielkich i straszliwych ofiar.
Czy zaczniecie po prostu przerabiać i łatać mapę Europy? Czy postanowicie tylko, że skrawek ziemi A ma należeć do ludu X, a skrawek B do ludu Y? To prawda, musicie tę pracę wykonać; musi ona jednak stanowić jedynie nieistotną część waszego zajęcia; strzeżcie się, aby poprawianie mapy nie stanowiło całej istoty waszych prac, gdyż pozostaną one całkowicie bezwartościowe, a wielkie krwawe ofiary, które poniosła ludzkość, pozostaną bezcelowe.
Jakkolwiek zechcecie zadowolić narody, jakkolwiek sprawiedliwi zechcecie być wobec rozmaitych ludów, nie osiągniecie niczego przerysowując mapę, gdyż pozorna sprawiedliwość wobec jednego ludu będzie zarazem nieprawością wobec innego. Dzisiejsze czasy nie przypominają czasów antycznych: na każdym spornym kawałku ziemi pracował i przelewał swoją krew nie jeden, ale wiele narodów; i jeśli stwierdzicie, że ten czy inny teren ma należeć do tego czy tamtego ludu, wasz czyn nie tylko będzie niesprawiedliwy: nie zlikwidujecie w ten sposób przyczyny przyszłych konfliktów. „Wyzwolenie”, które przyniesiecie krajowi, będzie jedynie wykrętem oznaczającym, że danemu ludowi dacie prawo panowania nad innymi ludźmi, którzy również urodzili się, pracowali, cierpieli i mają do danego kraju takie same naturalne prawa, jak każde dziecko ma wobec swojej matki. To prawda, naród, który obdarzycie przywilejami, zawoła: „Niech żyją dyplomaci!” i jeśli naród ten stanowić będzie na danym terytorium większość, przy pomocy terroru uciszy pozostałych, a światowe gazety napiszą, że „wszyscy mieszkańcy terytorium A są szczęśliwi”… Będzie to jednak kłamstwo, zwyczajne kłamstwo, którego świat nie zrozumie dlatego jedynie, że jęk uciszonych przez terror ludzi, którzy w swojej ojczyźnie staną się „obcymi”, nie dotrze do jego uszu.
Przekazując jakieś terytorium ludziom tego czy innego narodu, zawsze uczynicie niesprawiedliwość innym ludziom, którzy posiadają takie same naturalne prawo wobec tego terytorium. Jedyną rzeczywiście sprawiedliwą decyzją, jaką możecie podjąć, jest: głośno obwieścić, że oficjalną, trwale ustaloną i w pełni gwarantowaną przez wszystkie europejskie państwa jest ta oto naturalna, lecz do dziś niestety nieprzestrzegana zasada:
Każdy kraj moralnie i materialnie na w pełni równych zasadach należy do wszystkich swoich dzieci.
Znaczy to, że w życiu prywatnym każdy obywatel każdego państwa ma pełne prawo mówić w tym języku czy dialekcie, w którym sobie życzy, i wyznawać dowolną religię; że jeśli w instytucjach państwowych używany jest jeden język państwowy lub miejscowy, to jest to jedynie wygodne ustąpienie mniejszości na rzecz większości, a nie upokarzający hołd składany panującemu narodowi. Ponieważ nazwy narodów, które nadal nosić będzie wiele krajów i prowincji, są główną przyczyną, dla której mieszkańcy jednego domniemanego pochodzenia spoglądają z wyższością na innych, to każdy kraj i prowincja powinny nosić nie nazwę jakiegoś narodu, a jedynie nazwę geograficznie neutralną.
Najlepiej byłoby, gdybyśmy zamiast rozmaitych dużych i małych państw europejskich mieli kiedyś proporcjonalnie i geograficznie zorganizowane „Stany Zjednoczone Europy”. Jeśli jednak dziś jest za wcześnie na rozmowę o tym, należy przynajmniej oficjalną i zgodną decyzją opartą o powyższą zasadę zlikwidować to wielkie zło, to niewyczerpane źródło stałych walk, które wywołuje identyfikowanie kraju z narodem.
Gdy zasada ta zostanie oficjalnie przyjęta i zagwarantowana przez wszystkie państwa europejskie, zniknie główna przyczyna wojen, stałego lęku i niekończących się zbrojeń, gdyż wtedy właśnie nikt nigdzie nie będzie już mógł powiedzieć, że „ojczyzna jest w niebezpieczeństwie”. Doskonale wiadomo, że słowa „ojczyzna w niebezpieczeństwie” nie oznaczają, że ktoś chce oderwać kawałek naszej ojczyzny i rzucić go w morze, albo że ktoś zamierza zrabować dla siebie majątek jego mieszkańców. Słowa te oznaczają po prostu: „istnieje niebezpieczeństwo, że na danym terytorium, na którym do tej pory mój naród był panem a inni ludzie byli jedynie mniej więcej tolerowani, być może jutro panować będzie inny lud, a mój będzie ledwo tolerowany”.
Gdy w całej Europie zapanuje absolutna sprawiedliwość polityczna, tzn. naturalna, wszędzie i dla wszystkich równa, gdy w każdym kraju wszyscy mieszkańcy będą moralnie i materialnie w pełni równi, gdy kraje nie będą dłużej nosić nazw narodów, gdy język państwowy nie będzie miał już charakteru szowinistycznego i upokarzającego i nie będzie podziału na narody-władców i narody-poddanych – wtedy zniknie przyczyna wojen międzyetnicznych; wtedy każdy człowiek będzie mógł spokojnie żyć w swojej naturalnej, jedynie prawdziwej i szczerze kochanej ojczyźnie, nie będzie musiał się więcej bać, że ktoś może mu ją „zabrać”, i nie będzie musiał marzyć o odebraniu ojczyzny innym ludziom.
Wiem doskonale, że nienawiść między narodami nie zniknie nagle, w jeden dzień, jakąkolwiek decyzję podjęliby dyplomaci. Ale dla tej sprawy będą później pracować osoby prywatne, poprzez kazania, nauczanie, przyzwyczajanie itp; od was, dyplomaci, oczekujemy tylko, że dacie nam szansę, żeby to robić. Wzajemna nienawiść między różnymi narodami świata nie jest niczym naturalnym, tak jak naturalnym nie jest wzajemna nienawiść pomiędzy rodzinami jednego narodu: nienawiść powoduje jedynie – oprócz łatwo usuwalnego braku zrozumienia i poznania – istnienie ludów uciskających i ludów ciemiężonych, ślepy egoizm, skłonność do oskarżania jednych i naturalna reakcja drugich. Łatwo jest zbratać ludzi wolnych i równych w prawach, jednak niemożliwe jest zbratanie ludzi, wśród których jedni widzą siebie pełnoprawnymi panami innych.
Gdyby nawet jedyną rzeczą, którą uczynicie, było usunięcie etnicznych nazw krajów (sprawa prosta do wykonania), samo to byłoby rzeczą niezwykle ważną, otworzylibyście nową erę w historii Europy. Ponieważ w kraju z neutralną nazwą wcześniej czy później osiągalna będzie naturalna pełna równość wszystkich jego mieszkańców, czego nigdy w pełni i na stałe nie osiągnie się w kraju noszącym nazwę narodu, jako że nieszczęsna nazwa nie tylko uzasadni najpodlejsze niesprawiedliwości w wieloetnicznych krajach wschodniej Europy, ale nawet w krajach bardziej cywilizowanych będzie zaprzątała umysł bodaj najuczciwszych obywateli, wspierając tam opinię i uczucie, iż kraj przynależy do tego tylko narodu, którego nazwę nosi, a wszystkie pozostałe narody są w nim obce. Nawet przy najszczerszych chęciach obywatele tego kraju nie będą w stanie przyzwyczaić się do pomysłu, że stanowią jeden naród, gdyż po prostu brakuje dla takiego narodu nazwy, a zapytany, do jakiego ludu przynależy, mieszkaniec kraju z braku słowa zmuszony będzie nazwać jakiś lud; to wymuszone stałe zaliczanie siebie do konkretnego ludu zamiast do wspólnego społeczeństwa kraju silnie wspiera nacjonalistyczny szowinizm i spory mieszkańców tego samego kraju.
Podsumowując wszystko, co powiedziałem, powtarzam:
Kiedy po zakończeniu wojny spotkają się dyplomaci, będą mogli nanieść zmiany na mapę Europy; nie powinno to być jednak ich główne zadanie. Najważniejszą pracą do wykonania musi być przyjęcie w imieniu i z gwarancją swoich rządów takich mniej więcej praw:
- Każde państwo moralnie i materialnie należy do wszystkich swoich naturalnych i naturalizowanych mieszkańców, bez względu na ich język, religię czy przypuszczalne pochodzenie; żaden lud w państwie nie może mieć większych lub mniejszych praw i obowiązków niż pozostałe.
- Każdy obywatel ma pełne prawo do używania tego języka czy dialektu, jakiego chce używać, oraz wyznawania tej religii, jaką chce wyznawać. Jedynie w instytucjach publicznych, których nie przeznaczono specjalnie dla jednego ludu, musi być używany ten język, który przyjęto przy powszechnej zgodzie jako język państwowy. W instytucjach, które mają charakter miejscowy, zamiast języka państwowego można używać innego języka, jeśli co najmniej 9/10 mieszkańców miasta wyraziło na ten język zgodę. Język państwowy czy miejski musi być jednak postrzegany nie jako upokarzający hołd, który ludy rządzone oddają ludowi panującemu, a jedynie jako dobrowolne praktyczne ustępstwo mniejszości na rzecz większości.
- Za wszelką niesprawiedliwość popełnianą w państwie rząd tego państwa odpowiedzialny jest przed Ogólnoeuropejskim Stałym Trybunałem, ustanowionym przy zgodzie wszystkich państw europejskich.
- Każdy kraj i prowincja muszą nosić nazwę nie jakiegoś narodu, ale neutralną nazwę geograficzną przyjętą przy wspólnej zgodzie wszystkich państw.
Panowie dyplomaci! Po straszliwej, wyniszczającej wojnie, która postawiła ludzkość niżej od najdzikszych zwierząt, Europa oczekuje od was pokoju. Oczekuje ona nie tymczasowego zawieszenia broni, lecz trwałego pokoju, jedynego, który godzien jest cywilizowanej rasy ludzkiej. Lecz pamiętajcie, pamiętajcie, pamiętajcie, że jedynym środkiem do osiągnięcia takiego pokoju jest usunięcie raz na zawsze głównej przyczyny wojen, barbarzyńskiej pozostałości po najdawniejszych czasach: rządzenia jednych narodów nad innymi narodami.
Tłumaczenie z esperanta: Przemysław Wierzbowski