„Emigranci: ja, ty, on…”

Historia ludzkości składa się z migracji i … wojen. Ludzie emigrują z różnych powodów. Z ciekawości, w poszukiwaniu lepszych warunków życia, aby ukraść sąsiadowi teren, kobiety, dzieci. To najczęściej powoduje wojny. Można stwierdzić, że wszyscy jesteśmy emigrantami. Poprzez wieki różnej wielkości grupy ludzi przenosiły się z miejsca na miejsce. Początkowo to były rody, później całe plemiona, narody. Podczas tych wędrówek następowało mieszanie się genów, kultur a nawet kolorów skóry. Dziś można już naukowo sprawdzić kto był naszym pra-pra-pra dziadem wiele generacji wstecz. Na pewno wielkie by było zdziwienie, gdyby się okazało, że naszym dalekim antenatem był np. Mongoł. W jakimś sensie wszyscy jesteśmy emigrantami, czego nie można stwierdzić podczas życia jednej generacji. Na początku dwudziestego pierwszego wieku emigracje przyjęły masowy charakter z powodu wojennych i ekonomicznych. Wojny niosą ze sobą zniszczenia, śmierć cywilnej ludności i wszystkie inne nieszczęścia związane z tym. Jak my reagujemy na to? Bardzo różnie. Początkowa euforia aby wszystkich przyjąć z otwartymi ramionami ustała. Ustała z powodów różnych, nie koniecznie z powodu egoizmu „bogatej północy”. Nasiliła się częstotliwość ataków terrorystycznych, plaga naszych czasów. To budzi strach i często oskarżanie emigrantów o zamachy. Ale czy właśnie nie z powodów takich ataków uciekają ludzie z Syrii, z Afryki? Pewnie wśród emigrantów mogą się znaleźć także terroryści, ale większość z nich jest ofiarami. Ofiarami wojen, niesprawiedliwych rządów, ofiarami biedy i terrorystów. Te ofiary często są analfabetami, przeważnie kobiety. Jaką pracę one mogą wykonywać? Aby naprawdę pomóc emigrantom najlepiej byłoby zapewnić im mieszkanie i pracę. Często naukę – naukę pisania i czytania szczególnie dla dzieci ale nie tylko. Wszystko to wymaga czasu. I pieniędzy. Z powodu napływu dużych grup ludności nawet bogate kraje nie mają tyle środków aby zadowolić wszystkich. Nie ostatnią z przeszkód jest język. Czy esperanto mogłoby pełnić rolę środka łączącego ludzi? Prawdopodobnie tak, ale niestety do dziś nie jest to język zbyt rozpowszechniony. Esperantyści są wędrującym narodem, jeśli można nazwać narodem ludzi różnych narodowości, różnych kultur, których łączy tylko wspólny język. Jesteśmy ludźmi wychowanymi w różnych krajach, w różnych społeczeństwach. Ale esperanto niesie ze sobą, w sobie „wewnętrzną ideę” czasami wyśmiewaną. I ta idea właśnie łączy esperantystów nawet jeśli sobie tego nie uświadamiają. Esperantyści często są poliglotami, nawet jeśli nie poliglotami, znają dwa, trzy światowo znane i używane języki, jednak używają esperanta i chętnie go reklamują, uczą, wierząc w jego walory łączące ludzi. Jeśli spełniło by się marzenie Ludwika Zamenhofa i wszyscy ludzie znaliby jeden wspólny język prócz swojego narodowego języka, nie koniecznie to musiałoby to być esperanto, to mógłby być jakiś inny język planowany, czy to zapobiegłoby wojnom? Ludzkiej agresywności i chciwości? Prawdopodobnie nie, ale może teraz pomogłoby opanować masową emigrację. Oczekiwania emigrantów są różne – od żądań do pokornych próśb. Nie jednokrotnie emigracja jest tylko czasowa z mocnym postanowieniem powrotu do swojego kraju, jeśli tylko zaistnieje taka możliwość, aby tam mieszkać i pracować. Taką postawę deklarują najczęściej ludzie wykształceni.

Jednak wędrują nie tylko ofiary wojen, biedy, religijnych prześladowań. Migrują też inni, nie koniecznie aby szukać lepszych warunków, ale jako wolontariusze, którzy uczestniczą w różnych projektach – ochrony środowiska, nauczania, leczenia itp. Niemała jest grupa emigrantów – czy może tylko podróżników? – powodowanych ciekawością aby poznać inne kraje, inne kultury, religie. Często takie podróże trwają po kilka lat. Czasami kończą się emigracją, pozostaniem w innym kraju z powodów różnych np. z powodu „międzynarodowego” małżeństwa. Obecnie mieszanie się ras, narodów następuje częściej z powodu łatwości i częstości podróżowania. Młodzi ludzie wyjeżdżają aby studiować w innym kraju niż własny, inni aby pracować w innym kraju niż własny, który nie ma dla nich oferty pracy albo po prostu dlatego, że chcą poznać życie w innym kraju, poznać innych ludzi, inne zwyczaje, religie i udoskonalać swoją wiedzę zawodową. To dowodzi, że każdy z nas może być emigrantem – stałym albo tymczasowym – rozsiewając swoje geny w różnych zakątkach świata. Czasami, a nawet często słyszę wyrażenia: prawdziwy Polak, prawdziwy Niemiec, prawdziwy Francuz. Czy to prawda? Który naród może powiedzieć o sobie że jest homogeniczny? Czy jest taki naród? W Polsce takie wyrażenie jest często używane. Ale rozważmy nasze położenie geograficzne. Przez wieki przetaczały się przez Polskę niezliczone armie z zachodu na wschód i odwrotnie. Z północy na południe i odwrotnie. Podczas wojen zdarzają się różne wypadki, gwałty. Kto może stwierdzić ze stuprocentową pewnością, że jest prawdziwym Polakiem, że jego przodkowie na pewno byli Polakami?

Nawet pomijając wojny – w naszym kraju mieszkało dużo Żydów, może nie tak dużo ale mieszkali także inni ludzie różnych narodowości, kupcy, rzemieślnicy chętnie przyjmowani przez państwo z powodu ich użyteczności. My, Polacy, także często emigrowaliśmy z powodów różnych, nie rzadko z powodu prześladowań przez okupujących nasz kraj potęg. Wielu na zawsze.

Zanim powiemy coś nie przyjaznego, ironicznego, wrogiego w stosunku do emigranta, zastanówmy się – może to jest nasz daleki kuzyn? Pokażmy więcej szacunku dla innych narodowości, innych religii, dla ludzi z innym kolorem skóry. Może wyciągnijmy rękę do tego czy innego kuzyna? Może nauczmy go esperanto?

 

Praca Heleny Burchardt nagrodzona w konkursie literackim w dziedzinie prozy zorganizowanym w roku 2016 przez Białostockie Towarzystwo Esperantystów i Książnicę Podlaską im. Łukasza Górnickiego pod patronatem medialnym Gazety Wyborczej.